Droga DDA to jednak droga bardzo
długa. Tak sobie myślę, że gdy osiąga się jedno, na przeszkodzie staje drugie.
Straciliśmy kontakt z uczuciami, więc pracujemy nad tym, by go odzyskać.
Zaczynamy dopuszczać do głosu swoje uczucia i potrzeby. Słyszymy je i chcemy na
nie odpowiedzieć, ale pojawia się... człowiek. Pojawia się obawa. Pojawiają się
pytania. Co pomyślą inni? Już wiemy, co czujemy. Czujemy złość. Ale co się
stanie, gdy damy jej upust? Czy inni nas wtedy nie odrzucą? Czujemy ból,
smutek, żal. Ale co będzie, gdy pozwolimy sobie na łzy? Czy inni nie uznają nas
za słabych? Cienias, mazgaj, ciota... Opinie.
Chcemy coś zrobić, a wkoło ludzie.
Ciągle patrzą nam na ręce, bez przerwy nas oceniają. Zamiast skupiać się na
czynności, myślimy o tym, jak jesteśmy odbierani, o tym aby nie wypaść źle w
oczach innych, żeby tylko nie nawalić, bo wszyscy to zauważą i na pewno nie
zapomną.
„Jeśli ktoś w tłumie uniesie brew i
spojrzy z dezaprobatą, DDA prawdopodobnie natychmiast to zauważy i postara się
z wyprzedzeniem zareagować na przewidywane wydarzenie”.
Uzależniamy
swoje życie od innych ludzi - od ich słów, opinii, spojrzeń. Opinie o sobie
budujemy na podstawie opinii pozostałych osób. Wystarczy jedno krzywe
spojrzenie, a my myślimy, że coś z nami „nie tak”, że wszyscy wokół widzą, że
jesteśmy inni, gorsi. Nasza tożsamość to suma naszych przekonań o tym, jak nas odbierają
inni ludzie.
źródło: http://boner-.tumblr.com/
źródło: http://m-orphine.tumblr.com/
W pełni zgadzam się z Twoim postem. Też myślę, że jako DDA zbyt mocno przejmuję się opiniami innych. Np. za bardzo wstydzę się okazywania uczuć albo boję się wychylać i mieć własne zdanie gdy większość sądzi inaczej. Ale myślę, że to nie tylko problem DDA ale też głupiej polskiej mentalności. Na przykład idziemy do kościoła bo inni chodzą, idziemy na konkretne studia bo znajomi tam idą, pijemy bo inni wokół piją itd. Jak ktoś się wyróżnia z tłumu i ma własne zdanie to się mówi, że to świr, odludek, dziwny, psychiczny itd.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam:)
Bardzo dobrze Cię rozumiem, bo z okazywaniem uczuć też mam ogromny problem, zarówno tych negatywnych jak i pozytywnych. Chyba brak nam akceptacji, nie tylko ze strony innych, często bliskich nam osób, ale i własnej. A co do polskiej mentalności to z tym kościołem bardzo dobry przykład, wielu chodzi, bo co ludzie powiedzą, presja rodziny itp., a nie robi tego z potrzeby serca, ale co poradzić... Pozdrawiam również :)
UsuńTo prawda, długa ta droga, ale warto nią iść. Kiedyś byłem uzależniony od opinii innych. Dziś już na szczęście wyzbyłem się tego. Nie zwracam już na to uwagi, staram się wczytywać w siebie. Nikt nie zna mnie lepiej niż ja sam :) pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńJarek - popo14
http://ddawsieci.blog.onet.pl/
Zgadzam się z każdym słowem :) To pocieszające, że zmiany są możliwe i to zmiany na lepsze :)
UsuńPiszesz tak, że czuję się jakbym czytała własne słowa!
OdpowiedzUsuńZ jednej strony miło mi czytać takie słowa - świadomość, że są inni, którzy czują podobnie podnosi na duchu. Z drugiej strony z kolei skala problemu - tak wiele osób z tak przykrą przeszłością. To smutne i przerażające.
Usuń