sobota, 13 lipca 2013

Role DDA - Niewidzialne dziecko

Niewidzialne dziecko zwane również "aniołkiem", "zagubionym" bądź "zapomnianym dzieckiem" albo "dzieckiem we mgle", to rola podejmowana zazwyczaj przez dziecko starsze od rodzinnej maskotki, ale młodsze od kozła ofiarnego. Dzieci takie są dziećmi niezauważanymi, niedostrzeganymi, jakby „nieistniejącymi”.


Niewidzialne dzieci w dzieciństwie:
  • są ciche, smutne i zamknięte w sobie, wyobcowane i niedostrzegane przez innych,
  • potrafią zajmować się same sobą, zazwyczaj niczego nie chcą i zachowują się tak, jakby ich nie było,
  • nie sprawiają problemów wychowawczych,
  • izolują się i wycofują, starają się nie zwracać na siebie uwagi innych, przez co mają problemy z nawiązywaniem kontaktów interpersonalnych,
  • uciekają w świat marzeń, książek lub Internetu, unikają trudnych sytuacji,
  • opanowują do perfekcji zasadę trzech Nie, dlatego też cechuje je nieumiejętność wyrażania własnych uczuć i emocji,
  • doskwiera im poczucie krzywdy i osamotnienia, czują się również bezwartościowe.


Niewidzialne dzieci w życiu dorosłym:
  • mają trudności z nawiązywaniem i utrzymywaniem satysfakcjonujących relacji z innymi ludźmi, w tym związków uczuciowych,
  • izolują się, są zamknięte w sobie i małomówne, nieśmiałe, zalęknione i samotne, a przez to nieprzystosowane do życia z innymi ludźmi,
  • nie potrafią upominać się i walczyć o swoje, przez co są pomijane przy różnego rodzaju awansach,
  • czują się skrzywdzone przez świat.


Nuta na dziś: Bob One - Widzę dziś


19 komentarzy:

  1. Ciekawy blog, na pewno będę na niego zaglądał. Ja byłem właśnie takim niewidzialnym dzieckiem. Najważniejsze by zdawać sobie z tego sprawę i starać się zmieniać negatywne myślenie i zachowania.
    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję :) Ja też byłam takim niewidzialnym dzieckiem, lata spędzone z samą sobą. Masz rację, uświadomienie sobie tego, kim się jest i porzucenie zaprzeczenia to pierwszy krok ku zmianom :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Zgadzam się z Maksymilianem - ciekawy blog :) Ja też częściowo, gdy nie musiałem już wyjść z ukrycia i walczyć o swoje życie, byłem takim niewidzialnym dzieckiem. Najlepiej mi było gdzieś z boku...
    Zastanowiło mnie to stwierdzenie: "nie sprawiają problemów wychowawczych". To fakt, tak było, tylko, że ten bunt, którego kiedyś nie miałem, znalazł ujście po wielu latach w życiu dorosłym. Hm, kiedyś ta moja bańka jednak pękła, ale już jest oki

    OdpowiedzUsuń
  4. Dziękuję, miło mi, że ktoś tu zagląda :)
    Rozumiem Cię, mi też było dobrze gdzieś z boku. Lubiłam być gdzieś z dala od ludzi, ich spojrzeń i opinii.
    A bunt? Może on był zawsze, ale gdzieś duszony w zarodku, aż w końcu musiał wyjść na powierzchnię, bo jak to ładnie jest napisane w jednej książce o DDA - "żywcem pogrzebane uczucia nie umierają". To dobrze, że już jest ok, ale oby było lepiej niż tylko oki, byle do przodu, trzymaj się! :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Dla rodziców też byłam niewidzialnym dzieckiem. Byli pracoholikami i woleli, żeby wychowywali mnie obcy ludzie, spoza rodziny. Dziś, jako duże dziecko czuję się przez nich skrzywdzona i nie traktuję jak rodziców. Są dla mnie raczej jak ciocia i wujek, którzy mnie sponsorują. Jednak myślę, że niełatwe dzieciństwo dało mi siłę i pewność siebie, których nie mają moi rówieśnicy ze wspaniałymi mamusiami i tatusiami.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To przykre, gdy ludzie są rodzicami jedynie z nazwy. Dobrze jednak, że dostrzegasz pozytywne aspekty dorastania w takiej rodzinie, ale uważam, że brak rodziców w dzieciństwie to jednak zbyt duża cena za zdobytą siłę i pewność siebie.

      Usuń
    2. ja jeżeli miałabym zauważyć, jakiekolwiek pozytywy w byciu skrzywdzonym dzieckiem, to w moim przypadku - duża wrażliwość - artystyczna, ale też taka ogólna, na życie. Ale tak jak powiedziała "przedmówczyni" - to chyba za duża cena za skrzywdzone dzieciństwo.

      Usuń
    3. Zgadzam się, duża wrażliwość to cecha często spotykana u osób z taką przeszłością. Czasami jednak to przekleństwo, przynajmniej w moim przypadku.

      Usuń
  6. Dzisiaj przez przypadek dowiedziałam się, że sa dzieci niewidzialne i usłyszałam kawałek charakterystyki i stwierdziłam, ze ja też jestem dzieckiem niewidzianym, a nie chcę taka być, jak moge sobie pomóc? - Sylwia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uważam, że świadomość istnienia problemu to pierwszy krok ku poprawie. Kolejnym powinna być jego znajomość. Myślę, że należy pogodzić się z przeszłością, ale nie pozwolić jej zdominować przyszłości. To co będzie w dużej mierze zależy od nas. Jak to zrobić i odnaleźć spokój? Chyba nie ma jednej sprawdzonej metody. Mi pomogła pasjs, odkrycie, że w czymś jestem dobra.

      Usuń
  7. I to właśnie te dzieci mają w przyszłości największe skłonności do depresji... ;/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety to prawda, ale to te dzieci też są wrażliwe i empatyczne, a gdy już komuś zaufają i się otworzą na drugą osobę, mogą jej wiele dać, bo wiedzą, jak to jest mieć tak niewiele.

      Usuń
  8. Mam 43 lata i przeszłość sprzed dwudziestu kilku lat dalej ma wpływ na moje życie. Piętno DDA jest we mnie jak pieczęć na sercu i umyśle. I mimo walki o siebie i przez lata zmagań aby się zmienić dalej to samo przygnębienie smutek i wycofanie dominuje albo wraca gdy jest ciężej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przykra prawda. Życie DDA to ciągła walka, walka o lepsze dni, o siebie, walka z każdą sekundą. To trudna droga, a przeszłość ciągle wraca. Ale myślę, że mimo wszystko warto walczyć.

      Usuń
  9. Ja też jestem dorosłym niewidzialnym dzieckiem. Dużo pracowałam by to zmienić. Na pewno lepiej się czuję sama ze sobą, odnalazłam siebie. Ale moje życie jest w rozsypce. Całe życie zadawalałam innych, "dopasowywałam się". Skończyłam ekonomię - bo na taką ścieżkę zawodową mnie wepchnęła moja mama. Zawsze miałam skłonności artystyczne, marzyłam by grać na pianinie - mimo, że błagałam mamę by to pianino mi umożliwiła - ona mnie "jakby nie słyszała". Jakbym była telewizorem z wyłączonym dźwiękiem. Potem chciałam być weterynarzem, a potem psychologiem - wszystko mi to zostało skutecznie wybijane z głowy. W końcu skończyłam tą ekonomię. A potem to już szło za ciosem, banki, ubezpieczenia, obsługa klienta i sprzedaż. W sprzedaży byłam rewelacyjna - to skutki "dopasowywania się" i zadawalania innych. W ostatniej pracy byłam managerem. I miałam tego tak serdecznie dosyć, że się zwolniłam i chce wreszcie iść "swoją drogą". Tylko, że to nie jest takie proste. Mam 37 lat, jestem sama, nie pracuję. Zaczęłam rysować, mam ciekawe zainteresowania, ale to wszystko hobby, albo jakieś dorywcze tłumaczenie... Brakuje mi stabilizacji i ludzi wokół mnie. Bo relacje, które miałam do tej pory też były nie sadysfakcjonujące, oparte na tym, że to - ja - z siebie dawałam a sama byłam pomijana, bo oczywiście inaczej nie potrafiłam. Marze by wreszcie zbudować swoje życie w sadysfakcjonujący sposób ..ale na razie ... to kicha...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Podobno nigdy nie jest za późno, żeby zmienić swoje życie, ale na pewno nie jest to takie łatwe, jak się mówi. Zgadzam się. Ja widzę tu jednak wiele odwagi i duży krok w kierunku zmian. Teraz tylko trzeba to utrzymać, a zwątpienie to wróg sukcesu.

      Usuń
    2. KOchana, ja mam prawie 48 lat i dopiero teraz zaczynam walczyc o swoje wklasne zycie. Do tej pory spelnialam oczekiwania moich rodzicow bylego juz meza i dzieci. Czas zaczac zyc dla siebie i tak jak Ty mam wiele interesujecych pasji a nie potrafie wyciagnac z nich tej jednej, ktora dalaby mi satysfakcje i spelnienie. Nadwrazliwoacs niestety nie pomaga w zyciu ani radzeniu sobie z codziennoscia. Kazdy dzien jest dla mnie walka o kolejny, zeby mi sie chcialo zyc. Najtrudniejszym jest odnalezc rownowage, nie przejsc z roli ofiary w role kata. Pozdrawiam i wspieram

      Usuń
  10. Jak odnaleźć to coś, by wykonując to czułabym ja, a nie inni, że jestem ok?

    OdpowiedzUsuń